Wybraliśmy się w odwiedziny do naszych przyjaciół Marty i Tomka w nietypowym terminie, bo na Wszystkich Świętych. Akurat tak się w tym roku ułożył ten tydzień, że postanowiliśmy go wykorzystać na wyjazd do Dubaju.
To była nasza druga wizyta w emiracie, pierwsza była 22 godzinna, związana z przesiadką do Tajlandii.
Pierwsze dni upłynęły nam na miłych pogaduchach z przyjaciółmi a od 2 listopada zaczęło się zwiedzanie. Nie będę się rozwodziła zbyt nad opisami atrakcji a zastąpię je zdjęciami (każde warte tysiąc słów).
Najpierw Deira czyli stary Dubaj. Przepłynęliśmy łodzią na drugi brzeg kanału za 1 dirhama. Klimatyczne miejsce, niepodobne do aluminium i szkła kojarzących się z Dubajem. Tu najbardziej widać "arabskość"
Kolejnego dnia mieliśmy zaplanowaną wycieczkę na pustynię i tam grilla. Było magicznie. Jeszcze nie widzieliśmy tak wielkiej piaskownicy. na koniec wieczoru, zakopaliśmy się naszą Toyotą po progi. W czwórkę wyciągaliśmy ją przez pół godziny z piachu, jakoś się udało...
zachodzące Słońce |
...i wschodzący księżyc |
Oglądając najwyższy budynek świata postanowiliśmy, że rano wjeżdżamy na taras widokowy (lubimy patrzeć na miasta z góry). Jedyną niewiadomą była przejrzystość powietrza, niestety w Dubaju nie jest powalająca.
Kolejnego dnia wybraliśmy się do Abu Dhabi. W planach była kawa w najdroższym hotelu świata, wizyta na torze F1- Yas Marina i zwiedzanie meczetu szejka Zayeda.
Ten ostatni zrobił na mnie kolosalne wrażenie. Przepiękna budowla.
Na koniec wyspa palma i pora wracać. Na deser wrzucam wieczorną panoramę Dubaju.
Pora planować kolejną wyprawę. Na przełomie czerwca i lipca znów USA :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz