Sycylia przywitała nas pięknym porankiem. Za oknem dostrzegliśmy Etnę, której sylwetka będzie nam towarzyszyła przez najbliższy tydzień.
Postanowiliśmy, że zostawiamy Lenkich z chłopakami na walizkach a my z Kicią jedziemy taksówką do naszej wypożyczalni, wracamy autem na dworzec. Ladujemy do niego wszystkie bagaże następnie Wienio z Kicią jadą po drugie auto i resztę uczestników na lotnisko a my z Anitką i chłopcami pokręcimy się po okolicy.
Wypożyczalnie załatwiliśmy błyskawicznie, bardzo pomocny i miły pan nas obsługiwał. W try miga wróciliśmy więc na dworzec. Panowie załadowali brykę walizami i pojechali. My, po pierwsze, nie znalazłyśmy bankomatu. Przy dworcu był jeden ale nie działał. Po srugie znalazłyśmy całkiem fajną cukiernię, gdzie wypiłyśmy pyszne capuccino i zjadłyśmy na spróbę arancino, cornetto, canolo i lody. Wszystko pycha.
Arancino to kulka lub stożek z ryżu nadziany takim jakby sosem bolonese lub serem, opanierowany i usmażony w głębokim tłuszczu. Niezwykle sycący i bardzo smaczny.
Cornetto to słodki rogalik nieco podobny do croissanta. Canolo, to rurka z kruchego ciasta nadziana serkiem ricotta, niestety koszmarnie słodkim. Generalnie wszystkie desery na Sycylii, łącznie z lodami były koszmarnie przesłodzone. To te wpływy arabskie.
Czas spędziłyśmy bardzo miło, ale coś za długo to trwało. Okazało się, że były problemy z kartą kredytową (nie tylko u Wienia ale i u Michcia). Po godzinie nerwowych telefonów i poszukiwaniu zasięgu, żeby się z bankiem połączyć, udało się i towarzystwo wreszcie zajechało na parking.
Zapakowaliśmy się do samochodów i ruszyliśmy do Trecastagni, gdzie mieliśmy wynajęty dom.
Ach coż to był za dom. Właściwie duży, stary dom i mały domek w pięknym ogrodzie, z ogromnym basenem, na zboczu Etny wśród winnic. Bajka.
Z tarasu wydać było szczyt Etny. Od czasu do czasu, ku naszemu zdumieniu, wyrzucał kłęby dymu. Ola była przerażona sąsiedztwem aktywnego wulkanu.
Zdecydowaliśmy zastosować płodozmian: jeden dzień relaksu nad basenem, jeden dzień zwiedzamy. Ponieważ noc w pociągu nie sprzyjała regeneracji zdecydowaliśmy, że następny dzień leniuchujemy a kolejny poświęcimy na centrum Katanii, Syrakuzy i jak się uda na koniec dnia Noto.
Jeszcze tylko o północy pojechaliśmy do Katanii na lotnisko odebrać Łaków i można było się kłaść.
11 lipca Poniedziałek
Szybciutko zebraliśmy się i po lekkim śniadanku ruszyliśmy do Katanii, by Łaki mogli odebrać swój samochód. Korzystając z tej okazji podjechaliśmy do ścisłego centrum zobaczyć katedrę pod wezwaniem Świętej Agaty, patronki tego regionu.
Katania to duże, hałaśliwe miasto z bardzo intensywnym i trudnym ruchem kołowym. Zwłaszcza wśród zabytkowych kamienic, labirynt wąskich, często jednokierunkowych ulic w połączeniu z fantazją sycylijskich kierowców sprawia, że prowadzenie auta jest dla obcokrajowca niezwykle stresujące. Na szczęście Kicia i Michciu zahartowani w przeszłości podczas kilkukrotnych odwiedzin Neapolu czuli się jak ryby w wodzie i z diabolicznymi uśmiechami na ustach naśladowali styl jazdy autochtonów. Z wielkim powodzeniem. Gorzej mieli pozostali, dla których był to pierwszy raz :) Dzielni nasi panowie dali jednak wzorowo radę i obyło się bez stłuczek a jedynie z plugawymi epitetami na ustach :)
Historyczne centrum bardzo ładne, reszta miasta koszmarnie zaniedbana i brudna. Walające się wszędzie śmieci, spadające tynki itp
Zaparkowaliśmy na zacienionym placu przy jakimś, wyglądającym na bardzo stary, kościele.
Weszliśmy do środka i tu zaskoczenie. Ogromne wnętrze, całe białe. Okazało się że to największy na Sycylii kościół projektu ucznia Berniniego, który nigdy nie został ukończony, bo przeszkodziło w tym trzęsienie ziemi i trudności z rozmiarem świątyni, ma ona bowiem aż 105m długości 48m szerokości i aż 61m wysokości.
Do świątyni przylega ogromny, bogato zdobiony klasztor Benedyktynów. Mieści się tam obecnie wydział humanistyczny uniwersytetu.
Idąc w dół ulicą minęliśmy ruiny amfiteatru.
tradycyjnie Piaggio dla Piotrusia ;)
i nasza nieco niekompletna ekipa :)
i wreszcie doszliśmy do placu katedralnego.
Tu czekało nas rozczarowanie. Katedra była zamknięta.
Św. Agata Sycylijska jest patronką Katanii. Wierzy się, że chroni miasto przed humorami Etny. Urodziła się 5 lutego- tego dnia świętuję moje imieniny, zrozumiałe więc, że chciałam odwiedzić patronkę. Nie wyszło.
i kuzyn rzymskiego Elefantino:
Zrobiliśmy więc kilka fotek placu i pięknie wysadzaną kwitnącymi oleandrami uliczką poszliśmy do aut.
Celem na dziś były Syrakuzy a właściwie najstarsza ich część wyspa Ortygia. To tam w III w.p.n.e. żył Archimedes, tam też jest fontanna Aretuzy- jedyne źródło słodkiej wody w pobliżu portu porośnięte papirusami.
Chcieliśmy zaparkować jak najbliżej mostu łączącego miasto z wyspą. Trzeba uważać, bo bardzo dużo miejsc jest oznakowane na żółto (tylko dla mieszkańców lub pojazdów uprzywilejowanych) i parkowanie na nich kończy się wysokim mandatem lub nawet odholowaniem samochodu.
Bardzo nam się tam podobało. Przepiękna starówka, niezwykle klimatyczna i bardzo czysta.
przerwa na lody, picie i kupienie kapeluszy :)
nasze Panie :) w tle fontanna Artemidy |
Zachwyciła nas bazylika, która powstała w VII wieku przez zaadoptowanie starożytnej świątyni Ateny z 470 r p.n.e. Absolutnie niesamowite miejsce. Wrażenie robi też świadomość, że stoi się w miejscu kultu, którego historia sięga dwóch i pół tysiąca lat.
Zwizytowaliśmy też źródło Aretuzy i obwarowania na wybrzeżu. Pięknie tam.
Sjesta trwała na dobre, kiedy jak zwykle poczuliśmy głód. Po krótkiej naradzie zdecydowaliśmy, że jedziemy do Noto i tam zjemy coś pysznego.
Noto to małe miasteczko w górach, które w 1690r. zostało całkowicie zburzone przez bardzo silne trzęsienie ziemi i od podstaw odbudowane w nowej lokalizacji (12 km dalej). Dzięki temu jest w 100% barokowe. Pojechaliśmy więc a chłopcy nastawili się na kontynuację rzymskich polowań na putta ;)
Jedzie się pod górę, parkuję i idzie w górę, w dół, w górę itd itp ufff
wreszcie doszliśmy do głównej ulicy miasta wiodącej do katedry
były putta! |
Po nasyceniu wzroku widokami udaliśmy się na kolacyjkę nieopodal. Było przepysznie!
Pobiesiadowaliśmy do zmierzchu. Noto wieczorem jest niezwykle klimatyczne :)
12 lipca, wtorek
Dziś zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami dzień upłynął na igraszkach w basenie, czytaniu książek, zakupach i gotowaniu. Waldziu nabył kilogram pancetty i nagotował nam carbonary, mnie pozostało przygotować coś dla naszych wegetarian. Obiad był zacny.
gorgonzola i inne pyszności w lokalnym sklepiku |
Nabraliśmy sił na jutrzejszą Etnę
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz