Dzień był leniwy. Plaża, taras, taras plaża. Dopiero na kolację ruszyliśmy do pobliskiego Castellamare del Golfo. To był fantastyczny pomysł. Miasteczko jest przeurocze a jedzenie było pycha :)
20 lipca
Dziś Michciu wpadł na wspaniały pomysł: wypożyczamy łódź motorową i popływamy sobie po zatoce. Pojechaliśmy więc na marinę do Castellammare del Golfo i rozpoczęliśmy poszukiwania odpowiedniej firmy. Udało się! Dzięki uprawnieniom sternika Michcia wypożyczyliśmy łódź, na której wygodnie popływać mogło nasze 10 sztuk.
Po intensywnym wysiku fizycznym, z radością wróciliśmy do domku na kolację :).
21 lipca
Dziś zaplanowaliśmy dłuższą wyprawę, bo aż do Agrigento. Antyku nam się zachciało. Ruszyliśmy po szybkim śniadaniu planując, że po drodze wypijemy kawkę.
Pierwszym przystankiem było Salinute- ogromny teren wykopalisk z nieźle zachowanymi świątyniami z VI w p.n.e.
Teren wykopalisk jest przeogromny, zwiedzenie ich na pieszo, w panującym skwarze, zajęłoby co najmniej cały dzień. Na szczęście kursują tam "pociągi" meleksowe. Mimo to, spędziliśmy tam ponad 4 godziny. Było bardzo pięknie
Po ciężkiej pracy, jaką jest zwiedzanie, zgłodnieliśmy i daliśmy się przekonać spotkanemu przypadkowo autochtonowi, że dobre jedzonko jest nieopodal wykopalisk. Podjechaliśmy pod knajpkę i okazało się to dobrym wyborem. Jedzenie proste lecz pyszne.
Dalej w kierunku Agrigento mieliśmy odwiedzić tzw Schody Tureckie- wapienny klif schodzący jakby schodami do morza. Bardzo ładne lecz tłoczne miejsce, masa wylegujących się na schodach ludzi. Na szczęście wokół jest płycizna i ogromna plaża, spędziliśmy tam popołudnie.
Podjęliśmy też tam decyzję o nie kontynuowaniu drogi do Agrigento, zostawiając je na następną wizytę na Sycylii. Do domu mieliśmy ponad 300 km, więc po kawce ruszyliśmy w stronę Scopello.
Jutro odpoczywamy nic nie robiąc:)
23 lipca
Dziś odkładana w ubiegłym tygodniu wizyta w katedrze w Monreale. Nie będę opisywała szczegółów, powiem tylko, że katedra przepiękna, warte obejrzenia krużganki, a i miasteczko też śliczne. Wrzucam garść zdjęć z tego zachwycającego miejsca
24 lipca
Nadszedł ten smutny dzień. Pożegnanie z Sycylią i niestety koniec urlopu. Łaki z Lenkimi wstali skoro świt, bo bardzo rano mieli samolot z Palermo. My i reszta wyprawy wylatujemy z Trapani wieczorem, więc na naszych barkach spoczywało zdanie apartamentów. Postanowiliśmy też wpaść na chwilę do Marsali i zobaczyć słynne saliny.
Sprawy formalne poszły jak z nut :).
Marsala zaskoczyła mnie bardzo. Wjazd do miasta prowadzi przez nisko zabudowane przedmieścia, w połączeniu z palącym słońcem na bezchmurnym niebie miałam wrażenie, że jesteśmy w Afryce północnej.Była niedziela, ulice wymarłe, wszystko pozamykane. Z wielkim trudem znaleźliśmy knajpkę, w której można było zjeść lunch. Nie wyglądała, ale jedzenie było smaczne a porcje mega obfite.
Spacer przez spieczone (37 stopni C) miasto nas wykończył, z przyjemnością udaliśmy się nad brzeg morza do salin. Bardzo ładne miejsce. Wszędzie bieliły się kupki soli, baseny o różnym stopniu odparowania mieniły się wszelkimi odcieniami błękitu, zieleni i … fioletu. W oddali majaczyła góra z miasteczkiem Erice. Bardzo fotogeniczne.
Po szybkiej sesji ruszyliśmy zatankować i na lotnisko zwrócić auta i odprawić bagaże. Czas pożegnania z tą rozgrzaną słońcem, pełną aromatów i sympatycznych mieszkańców wyspą. Jeszcze tu wrócę.
Ryanair, jak zwykle punktualnie dostarczył nas do Modlina.
Tak dobiegły końca nasze niezwykle udane wakacje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz