25 czerwca
Singapur- Marina
Dziś wystartowaliśmy o 15.00. Pierwsze kroki skierowaliśmy na
drugą stronę ulicy, do trzypoziomowego budynku, w którym znajdują się
rozmaitego rodzaju jadłodajnie. Nazywa się ten przybytek Golden Mile Food Centre
i można skosztować przeróżnych odmian kuchni chińskiej, malajskiej, tajskiej,
pakistańskiej i innych.
Po sutym „śniadaniu” ruszyliśmy na podbój miasta. Przy
naszym hotelu jest stacja metra Circle Line, więc na pierwszy ogień poszła
Marina. Najpierw spacer wzdłuż brzegu piękną promenadą pod hotel Marina Bay
Sands, w towarzystwie zachodzącego słońca. Widoki niepowtarzalne, potem pokaz
fontann i laserów przed hotelem (kapitalne widowisko w akompaniamencie
doskonale dobranego podkładu muzycznego) a następnie spacer po Gardens by the
Bay. Wszystko przepiękne i futurystyczne. Niby wiedzieliśmy czego się
spodziewać a i tak chodziliśmy z otwartymi buziami. Odpuściliśmy wjazd na taras
widokowy hotelu, bo szkoda nam było opuszczać widoki oglądane z perspektywy
człowieka. Ogrody o zmierzchu były powalające, bajkowe, tajemnicze… Spacerowaliśmy
do północy. Wrócimy tu jeszcze w dzień. Teraz fotorelacja a jutro ZOO.
26 czerwca-ZOO
Dzisiejszy poranek zaczęliśmy nietypowo i wcześniej niż
planowaliśmy. Mianowicie po 8 obudził nas komunikat, że w hotelu odezwał się
alarm pożarowy i trwa wyjaśnianie sytuacji. Trochę się przestraszyliśmy. Na
szczęście okazało się, że alarm był fałszywy (przypadkowo uruchomiony przez
jakiegoś gapcika) i po 15 minutach został odwołany. My śpimy na ostatnim
piętrze, więc mieliśmy pietra. Waldziu z Igim się wyewakuowali. O 10
tradycyjnie śniadanie po sąsiedzku i podróż do ZOO, które znajduje się po
przeciwnej stronie miasta. Podróż nieco skomplikowana: metro i autobusy- dwie
przesiadki. Wszystko wspaniale oznakowane, więc bez problemu daliśmy radę.
Karta miejska sprawdziła się wspaniale. Kosztuje 12 dolarów
i jest na niej 7 na przejazdy (5 to bezzwrotny koszt karty). Jednak każdy
przejazd z nią jest tańszy niż z jednorazowym biletem. Np. Przejazd metrem
żółtym spod naszego hotelu do stacji Bugis kosztuje 2.20$ a z kartą 1,53$, więc
po kilku przejazdach koszt karty się amortyzuje. Kolejna korzyść, to nie trzeba
stać w kolejce do automatów z biletami (a te są spore), bo po wyczerpaniu początkowych
7 dolarów kartę doładowuje się dowolną kwotą.
Wchodząc do metra czy autobusu przykłada się kartę do
czytnika, to samo przy opuszczaniu środka transportu i wówczas zdejmowana jest
z karty odpowiednia kwota za przejazd. Proste i wygodne. Polecam.
Dotarliśmy do ZOO około 13-stej. Żar lał się z nieba, na
szczęście większość przejść była zadaszona. Na miejscu możliwe jest wybranie
zwiedzania 4 ogrodów : ZOO, River Safari, Night Safari i Jurong Bird Park.
Poniżej cennik.
My wybraliśmy River Safari i ZOO.
Zaczęliśmy od tego pierwszego. Jest poświęcone ekosystemom
największych rzek na Ziemi:
Mississippi, Kongo, Nilowi, Gangesowi, Mekongowi i Jangcy. River
Safari jest również domem Pand olbrzymich, wiewiórek i małpiatek. Ciekawa jest
też ekspozycja dotycząca podtopionego amazońskiego lasu zalewowego.
Wszystko fantastycznie przygotowane, czytelne dla dzieci i
dorosłych. Potężna dawka edukacji przyrodniczej i ekologicznej. Nazwałam to wychowaniem
przez edukację. Warte polecenia. Jedną z atrakcji jest rejs po zbiorniku
otaczającym ZOO. Niestety kolejka długa a rejs krótki. Nieco rozczarowujący.
Inną jest spływ „Amazonką”, kosztuje dodatkowe 5$, ale kolejka nas odstraszyła.
Podczas rejsu dopadła nas tropikalna ulewa. Rzęsisty, lecz
ciepły deszcz towarzyszył nam prawie do końca pobytu w ZOO.
Jednym z moich must see tego dnia były odwiedziny u
Orangutanów. Nie wiem czemu ale bardzo porusza mnie kontakt z tymi dalekimi
kuzynami. Może dlatego, że działanie naszego gatunku doprowadza leśnych ludzi na
skraj zagłady. Zwłaszcza Orangutana Sumatrzańskiego, który już jest zagrożony
krytycznie. Na wolności jego populacja liczy zaledwie 7300 sztuk. Nieco lepiej
ma się jego kuzyn z Borneo. Szacuje się ich liczność na 45-69 tys osobników,
niestety nielegalne wypalanie lasów deszczowych, będących ich domem zmniejsza
drastycznie ich populację co roku. NIE KUPUJCIE PRODUKTÓW ZAWIERAJĄCYC OLEJ
PALMOWY!!! To pod plantacje palm oleistych wypalane są lasy deszczowe. Proceder
ten w krótkiej perspektywie doprowadzi do wymarcia Orangutanów a w długiej
zagraża nam.
Zmniejszenie popytu, na ten przyczyniający się do rozwoju
miażdżycy olej, spowoduje zmniejszenie jego produkcji i ocali resztki
pozostałych lasów deszczowych.
Waldi zaś, chciał odwiedzić ekspozycję z gadami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz