Dziś jedziemy najodludniejszą drogą Ameryki czyli US Road 50.
Zaczyna się nie tak odludnie. Sporo aut w obu kierunkach. Zjechalismy na dwie
godzinki do Virginia City, które jest
jednym z najlepiej zachowanych i najbardziej malowniczych ghost towns w USA.
Było miastem górniczym podczas eksploatacji złóż srebra (Nevada jest zwana Silver State, Kalifornia Golden State). Mieliśmy mase szczęścia, bo trafiliśmy na doroczne święto- ostatni weekend przed 4 lipca. Na Maine Street stały dziesiątki zabytkowych samochodów, wszędzie pełno ludzi ubranych jak na początku 20 wieku.
Dymiące grille, zimne napoje i masa sklepów z tzw badziewiem. Kupiliśmy kapelusze, zjadłam śniadanko za 5,5$ wypiliśmy kawkę i poszwendaliśmy się po mieście.
Było miastem górniczym podczas eksploatacji złóż srebra (Nevada jest zwana Silver State, Kalifornia Golden State). Mieliśmy mase szczęścia, bo trafiliśmy na doroczne święto- ostatni weekend przed 4 lipca. Na Maine Street stały dziesiątki zabytkowych samochodów, wszędzie pełno ludzi ubranych jak na początku 20 wieku.
Dymiące grille, zimne napoje i masa sklepów z tzw badziewiem. Kupiliśmy kapelusze, zjadłam śniadanko za 5,5$ wypiliśmy kawkę i poszwendaliśmy się po mieście.
Po opuszczeniu Virginia City pognaliśmy dalej 50tką, zbierając
specjalne pieczątki na mapie, dokumentujące naszą podróż. Mamy nadzieję uzyskać
certyfikat „we survive Road 50” J
Odludna to ona jest, widoki piękne, niezmierzone
przestrzenie porośnięte z rzadka trawą, bylicą i gdzieniegdzie jałowcami. Suche
i niegościnne równiny, fioletowawe i łyse góry. I tak 6 godzin. Minęliśmy tylko
trzy miasteczka, w pierwszym Falon zatankowaliśmy, w drugim zjedliśmy obiad (Austin)
, w trzecim podstemplowaliśmy tylko mapę (Eureka) i dotarliśmy na nocleg do
czwartego (Ely). Po drodze było kilka sesji zdjęciowych pustki, samochodów minęliśmy
już bardzo mało. W pewnym momencie wyprzedziła nas szybko jadąca toyota. Kilka
mil dalej stała na poboczy w
towarzystwie radiowozu. Nie wiem skąd oni się biorą. Po horyzont tylko sucha
trawa i krzaczki, żadnej wsi domku, NICZEGO i nagle ktoś przekracza prędkość a
szeryf już jest na sygnale! Teleportery mają czy co?
Po zakwaterowaniu postanowiliśmy wyjechać za miasto
pooglądać niebo, prawie nie ma tu light polutions. Kicia znalazł fajne wzgórze
z droga gruntowa i placykiem do zawracania. Pojechaliśmy wiec we czwórkę: ja
Kicia Ula i Sebastian. Było niesamowicie, obserwacje niemożliwe z powodu bardzo
jasnego księżyca. Świecił tak mocno, że u stóp kładły się nam długie cienie,
krzaki i skały wyglądały złowieszczo, na domiar złego Sebastian znalazł cała
masę łusek z różnej broni. My z Ulą wpadłyśmy w panikę i zażądałyśmy natychmiastowego
powrotu, ku sprzeciwowi Kici. Uległ jednak naszej presji i wróciliśmy cało i zdrowo
do motelu.
Kicia wie, że łuski to jest to co tygrysy lubią najbardziej :-)
OdpowiedzUsuń