Dziś lenistwo osiągnęło maksimum! Cały dzień albo spanie albo plaża albo jedzenie. Ostatni dzień na Ko Samui. Jutro raniutko wyruszamy do Nathon na przystań promową i wracamy na Phuket. Czeka nas zatem jakieś 6 godzin podróży.
Odwiedziliśmy dziś ponownie restaurację Mango Tree. Jeśli ktoś kiedyś zawita do Lipa Noi, to ją mocno polecamy. Nie dość, że pysznie, ceny rozsądne, to do tego obsługa ekstremalnie miła!
|
czyściutko i milutko |
|
tak wygląda z ulicy |
Ja dziś testowałam ichniego Pad Thai, Wojtek bliżej nie znane danie z kurczaka i masy warzyw a na przystawkę wzięliśmy kurczaczka na patyku tzw Satay z niebywale pysznym dipem (orzeszki, mleko kokosowe i papryczka).
|
Satay |
|
Koktail z mango i mięty z jogurtem |
|
ja jak zwykle pad thai a Wojtek eksperymentuje :) |
Po obfitym posiłku wróciliśmy odpocząć na werandę :) Wolę chyba mniej pogodny dzień. Taka lampa cały dzień jest bardzo męcząca. Morze bez fal, za to cieplejsze niż woda pod prysznicem…
Po 17 poszliśmy na spacer wzdłuż plaży. Zaczęło się chmurzyć i pojawiło niebywałe światło. Co Wam będę opisywać, sami zobaczcie:
|
Kicia i chmura |
|
ja |
|
chmury mnie fascynują |
|
palmy nas naszym basenem |
|
spacerek |
|
Mąż |
|
zaraziłam Kicię zbieraniem muszelek :) |
Dzień zakończyliśmy tradycyjnie: ja nad basenem sącząc shake z kokosa a Wojtek w morzu (to ta kropka)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz