czwartek, 29 czerwca 2017

Singapur cz. 2

27 czerwca
Powitał nas deszcz. Chwilami strumienie, chwilami mżawka.Włóczyć się po mieście nie mieliśmy ochoty, więc tego dnia postanowiliśmy wrócić na Marinę i zobaczyć dwie największe, o jakich słyszałam szklarnie: Flower Dome i Cloud Forest. Z rozmachem to wybudowali i urządzili. Jestem miłośnikiem roślin i wszędzie, gdzie się da odwiedzam ogrody botaniczne, ale to przerosło moje najśmielsze oczekiwania. Najpiękniejsze i największe ogrody, jakie widziałam z oszałamiającą kolekcją roślin. Waldiego (miłośnik i hodowca kaktusów) trzeba było siłą wyciągać z ogrodu sukulentów.
Z resztą co ja będę pisać, sami popatrzcie:


























Spędziliśmy tam prawie cały dzień. Wieczorkiem jeszcze wizyta i kolacja w China Town, drink na dobranoc i spać. Jutro rano wstajemy i po śniadaniu jedziemy na lotnisko, bo przelatujemy do Kuala Lumpur. Kończy się Singapurska przygoda, zaczyna Malezyjska.



środa, 28 czerwca 2017

Singapur cz.1

25 czerwca
Singapur- Marina
Dziś wystartowaliśmy o 15.00. Pierwsze kroki skierowaliśmy na drugą stronę ulicy, do trzypoziomowego budynku, w którym znajdują się rozmaitego rodzaju jadłodajnie. Nazywa się ten przybytek Golden Mile Food Centre i można skosztować przeróżnych odmian kuchni chińskiej, malajskiej, tajskiej, pakistańskiej i innych.
Po sutym „śniadaniu” ruszyliśmy na podbój miasta. Przy naszym hotelu jest stacja metra Circle Line, więc na pierwszy ogień poszła Marina. Najpierw spacer wzdłuż brzegu piękną promenadą pod hotel Marina Bay Sands, w towarzystwie zachodzącego słońca. Widoki niepowtarzalne, potem pokaz fontann i laserów przed hotelem (kapitalne widowisko w akompaniamencie doskonale dobranego podkładu muzycznego) a następnie spacer po Gardens by the Bay. Wszystko przepiękne i futurystyczne. Niby wiedzieliśmy czego się spodziewać a i tak chodziliśmy z otwartymi buziami. Odpuściliśmy wjazd na taras widokowy hotelu, bo szkoda nam było opuszczać widoki oglądane z perspektywy człowieka. Ogrody o zmierzchu były powalające, bajkowe, tajemnicze… Spacerowaliśmy do północy. Wrócimy tu jeszcze w dzień. Teraz fotorelacja a jutro ZOO.























26 czerwca-ZOO
Dzisiejszy poranek zaczęliśmy nietypowo i wcześniej niż planowaliśmy. Mianowicie po 8 obudził nas komunikat, że w hotelu odezwał się alarm pożarowy i trwa wyjaśnianie sytuacji. Trochę się przestraszyliśmy. Na szczęście okazało się, że alarm był fałszywy (przypadkowo uruchomiony przez jakiegoś gapcika) i po 15 minutach został odwołany. My śpimy na ostatnim piętrze, więc mieliśmy pietra. Waldziu z Igim się wyewakuowali. O 10 tradycyjnie śniadanie po sąsiedzku i podróż do ZOO, które znajduje się po przeciwnej stronie miasta. Podróż nieco skomplikowana: metro i autobusy- dwie przesiadki. Wszystko wspaniale oznakowane, więc bez problemu daliśmy radę.
Karta miejska sprawdziła się wspaniale. Kosztuje 12 dolarów i jest na niej 7 na przejazdy (5 to bezzwrotny koszt karty). Jednak każdy przejazd z nią jest tańszy niż z jednorazowym biletem. Np. Przejazd metrem żółtym spod naszego hotelu do stacji Bugis kosztuje 2.20$ a z kartą 1,53$, więc po kilku przejazdach koszt karty się amortyzuje. Kolejna korzyść, to nie trzeba stać w kolejce do automatów z biletami (a te są spore), bo po wyczerpaniu początkowych 7 dolarów kartę doładowuje się dowolną kwotą.
Wchodząc do metra czy autobusu przykłada się kartę do czytnika, to samo przy opuszczaniu środka transportu i wówczas zdejmowana jest z karty odpowiednia kwota za przejazd. Proste i wygodne. Polecam.
Dotarliśmy do ZOO około 13-stej. Żar lał się z nieba, na szczęście większość przejść była zadaszona. Na miejscu możliwe jest wybranie zwiedzania 4 ogrodów : ZOO, River Safari, Night Safari i Jurong Bird Park. Poniżej cennik.
My wybraliśmy River Safari i ZOO.
Zaczęliśmy od tego pierwszego. Jest poświęcone ekosystemom największych rzek na Ziemi:
Mississippi, Kongo, Nilowi, Gangesowi, Mekongowi i Jangcy. River Safari jest również domem Pand olbrzymich, wiewiórek i małpiatek. Ciekawa jest też ekspozycja dotycząca podtopionego amazońskiego lasu zalewowego.
Wszystko fantastycznie przygotowane, czytelne dla dzieci i dorosłych. Potężna dawka edukacji przyrodniczej i ekologicznej. Nazwałam to wychowaniem przez edukację. Warte polecenia. Jedną z atrakcji jest rejs po zbiorniku otaczającym ZOO. Niestety kolejka długa a rejs krótki. Nieco rozczarowujący. Inną jest spływ „Amazonką”, kosztuje dodatkowe 5$, ale kolejka nas odstraszyła.
Podczas rejsu dopadła nas tropikalna ulewa. Rzęsisty, lecz ciepły deszcz towarzyszył nam prawie do końca pobytu w ZOO.
Jednym z moich must see tego dnia były odwiedziny u Orangutanów. Nie wiem czemu ale bardzo porusza mnie kontakt z tymi dalekimi kuzynami. Może dlatego, że działanie naszego gatunku doprowadza leśnych ludzi na skraj zagłady. Zwłaszcza Orangutana Sumatrzańskiego, który już jest zagrożony krytycznie. Na wolności jego populacja liczy zaledwie 7300 sztuk. Nieco lepiej ma się jego kuzyn z Borneo. Szacuje się ich liczność na 45-69 tys osobników, niestety nielegalne wypalanie lasów deszczowych, będących ich domem zmniejsza drastycznie ich populację co roku. NIE KUPUJCIE PRODUKTÓW ZAWIERAJĄCYC OLEJ PALMOWY!!! To pod plantacje palm oleistych wypalane są lasy deszczowe. Proceder ten w krótkiej perspektywie doprowadzi do wymarcia Orangutanów a w długiej zagraża nam.
Zmniejszenie popytu, na ten przyczyniający się do rozwoju miażdżycy olej, spowoduje zmniejszenie jego produkcji i ocali resztki pozostałych lasów deszczowych.
Waldi zaś, chciał odwiedzić ekspozycję z gadami.

Poniżej zdjęcia, bo słowa są zbyteczne.