poniedziałek, 6 maja 2013

Downtown

Dziś padł naszą ofiarą (albo my jego) dolny Manhattan. Jak zwykle nie dało się go zobaczyć, bo wielkie domy zasłaniają ;)
Zaczęliśmy, jak każdy turysta od WTC. Zobaczyliśmy z bliska powstającą Fredom Tower (w miejscu zburzonych 11 września wież WTC). Jest tam teraz jeden wielki plac budowy.



Następnie ruszyliśmy z buta na południowy kraniec półwyspu. Dotarliśmy do Battery Park, skąd ruszają statki na Liberty Island i na Ellis Island. Niestety powietrze nie było przejrzyste, więc zdjęcia statuy wolności  nam nie wyszły :( Pooglądaliśmy więc pomniki i kwitnące drzewka.



Poszliśmy spacerkiem wzdłuż wybrzeża sfotografować panoramę Brooklinu. Bardzo zależało mi na moście brooklińskim, ale nieco mnie zawiódł... po Golden Gate i Moście Grunwaldzkim, ciężko mnie zachwycić :D



Weszliśmy w głąb dzielnicy finansowej, by dotrzeć do Wall Street. Co Wam będę opowiadać, lepiej popatrzcie na obrazki:
 Wszędzie kontrasty. Np. poniższy kościół niby mały nie jest....
 ...ale w tej skali wygląda jak domek dla lalek





Resztę, czyli wizytę w TriBeCa i SOHO opiszę jutro, bo zasypiam. Pozdro

Downtown jest imponujące, lecz nie do życia. My zdeklarowane wieśniaki jesteśmy i jak magnesem przyciągani byliśmy do Greenwich Village i tamtych okolic. Dzisiejszy wybór padł na Socho i Tribeca.
Fajnie tam, jakby było się w innym mieście. Co Wam będę opowiadać, sami zobaczcie








Można znaleźć tam dziesiątki uroczych restauracyjek, kawiarenek i tym podobnych przybytków. Atmosfera swobodna, nieco nieśpieszno, jakby demonstracyjnie odcięto się od szaleństwa Midtown i Downtown.
Zjedliśmy przepyszny obiad w fantastycznej, miłej i bardzo ciekawie urządzonej restauracji:







Potem poszliśmy na kawkę i ciasteczko. Prawdziwe espresso i obsolutnie d.. urywający serniczek. mniammm.....
Następnie ruszyliśmy w poszukiwaniu fajnego baru, by tradycyjnie wypić Old Fashioned. Niestety. Przewędrowaliśmy całe SOHO i same bary z winem były :( obeszliśmy się więc smakiem. 
Obserwacja: jeśli na spokojnej uliczce słyszysz nagle głośną muzykę nie oznacza to, że zbliżasz się do baru z muzą na żywo a jedynie, że zbliża się kabriolet z czarnymi braćmi...
Dzień uznaję za udany. Tradycyjnie pogrzaliśmy na Penn Station i wróciliśmy do Bobbiego.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz