sobota, 22 lipca 2017

Langkawi

6 lipca
Kluczyki do aut zostawione w recepcji, taksówki zamówione, więc w drogę na Langkawi!
Prom czekał, zaokrętowaliśmy się i ruszyliśmy pełną mocą. Pierwszy zonk: naprzeciw naszych miejsc był wielgachny klimatyzator, który z pełną mocą i hałasem zaczął dąć lodowatym powietrzem.  Po 10 minutach doszłam do wniosku, że żywa nie dopłynę. Zainterweniowałam u załogi tzn wykrzyczałam, że mają coś z tym zrobić. Załogant uciekł w popłochu i do końca rejsu się nie pojawił. Waldziu stwierdził, że miałam mord w oczach, więc się chłopinie nie dziwi :)
Jak już okazało się, że nikt się tym nie zajmie, użyłam kurtki jednego z załogantów, którą porzucił na półce koło nas i zasłoniłam nią wylot. Nieco pomogło. Temperatura ustabilizowała się na jakcichś 18 stopniach. Założyliśmy co się dało, bluzy pareo, czapki. Waldziu utulił się nawet szortami :D. I tak szczękając zębami dotarliśmy do sporego i bardzo nowoczesnego terminalu promowego w Kuah na Langkawi. Opuszczenie promu było najprzyjemniejszym momentem poranka :D





Pokręciliśmy się chwilkę po terminalu, bo jest na nim całkiem spore centrum handlowe ze sklepami wolnocłowymi. Kupiliśmy więc rum, whisky i  tequilę po raz pierwszy na tym wyjeździe. Do tego colę, limonki i inne napoje z postanowieniem, że wreszcie pobiesiadujemy w naszym hotelu z widokiem na ocean. 
The Ocean Residence okazał się trafionym wyborem. Pięknie, komfortowo i z fantastyczną, profesjonalną i niezwykle dyskretną obsługą. Doskonałe i obfite śniadania. Chętnie tam wrócimy.
Nie tylko uroda tego resortu nas urzekła. Obserwowaliśmy cykliczne przypływy i odpływy, mogliśmy też popodglądać życie ludzi mieszkających w pobliskiej wiosce. Polecam.





planszówki nad basenem















Nasz hotel leży na uboczu, dlatego w obliczu wysokich na wyspie cen taksówek postanowiliśmy wypożyczyć dwa vany w które swobodnie mieściliśmy naszą 12-stkę.
Na kolację wybraliśmy się do, polecanej wszędzie i reklamowanej mocno na youtube, restauracji Seashell, znajdującej się na polu ryżowym. PORAŻKA.
Nie polecamy. Jedzenie kiepskie, nie przypominające w niczym demonstrowanych na filmikach zestawów, porcje niezrozumiale małe a obsługa niegrzeczna do tego drogo. Wszędzie biegały karaluchy. Ohyda.
Właściwie pierwsza taka skucha podczas naszego wyjazdu.
wkurzeni wróciliśmy do hotelu i musieliśmy zrelaksować się nad basem przy wydatnej pomocy nabytego rumu ;)
W gazetce reklamowej znaleźliśmy kontakt do firmy, która organizuje rejsu po rzece mangrowców. Zagadnęliśmy ich na What'sUp i umówiliśmy się na poranek.
7 lipca
Dziś zjedliśmy śniadanie raniutko i pognaliśmy na drugi koniec wyspy do Geo Parku na umowione spotkanie z organizatorem rejsu. Mieliśmy lekkie problemy ze znalezieniem plaży i co gorsza bankomatu. Dotarliśmy wreszcie na miejsce. To była fantastyczna wycieczka. Rejs kosztował po 130MYR od osoby, w cenę wliczony był rejs, wizyta na farmie rybnej oraz znakomity obiad. Całość trwała od 10 do 16. Do tego przepiękne widoki i złocista plaża.
Ogromna zasługa naszego przewodnika, który bardzo przystępnie opowiadał o ekosystemie zarośli mangrowych i zwyczajach zamieszkujących je zwierząt. Podglądanie natury niezwykle nam się podobało. Na farmie rybnej zaś, mogliśmy nie tylko zobaczyć dziwnych mieszkańców ale rownież niektórych dotknąć. Zwłaszcza dla naszej młodzieży była to nie lada atrakcja.
Zaskoczyła nas duża liczba całkowicie zasłoniętych na czarno muzułmańskich kobiet. Zapytałam o to naszego przewodnika, czy w tej części Malezji jest więcej fundamentalistów wyznających Islam. Odparł, że to są turyści z Arabii Saudyjskiej, którzy przyjeżdzają na Langkawi masowo podczas swych trzymiesięcznych, przypadających na lato wakacji.



























Na koniec przewodnik pojechał z nami do najbliższego bankomatu. Jego usytuowanie wzbudziło zdumienie i śmiech. Bankomat w lesie deszczowym. Wypłacił jednak pieniądze, rozliczyliśmy się za imprezę i pojechaliśmy w stronę najwyższego wzniesienia na wyspie, by przejść się w chmurach po wiszącym moście zwanym Skywalk.



Aby dostać się na ten słynny most trzeba wjechać na górę kolejką linową. Nie była to może aż taka atrakcja, bo każdy z nas wjechał takim wagonikiem w Dolomitach czy Alpach już wielokrotnie, ale widoki podczas tej jazdy były naprawdę przepiękne.
Sam most zaś jest majstersztykiem inżynierskim i warto go było zobaczyć.









Na koniec jeszcze nieco wirtualnego świata




Na dole masa sklepów i sklepików z niewysokimi cenami :)








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz