niedziela, 17 lipca 2016

Sycylijskie wakacje cz. 3

15 lipca 
Niestety nie udało nam się zarezerwować łodzi na wyspy liparyjskie, więc postanowiliśmy spędzić dzień bez większego napinania muskułów i pojechaliśmy na kilka godzin do Taorminy.
Zawsze bardzo chciałam ją zobaczyć, bo naczytałam się o jej urodzie w rozmaitych książkach.
Historia miasteczka sięga IV wieku p.n.e. Z czasów antycznych pochodzi wspaniale położony i nieźle zachowany grecki amfiteatr, w którym do dziś odbywają się przedstawienia.
Taormina to niewielkie miasteczko mniej więcej w połowie drogi z Katanii do Messyny. Jest bardzo malowniczo położona na zboczach gór, roztaczają się z niej wspaniałe widoki. Zmotoryzowanych przestrzegam, że bardzo trudno tam zaparkować. Parkingów jest niewiele a turystów stada. Miasteczko jest tak małe że bez wielkiego wysiłku da się je przejść wzdłuż i w szerz, przy czym trzeba pamiętać, że uliczki są strome, często wchodzi się po schodach. Osoby niepełnosprawne będą miały duży problem ze zwiedzaniem.



















 Przespacerowaliśmy się zatem przez całe miasteczko aż do rzeczonego amfiteatru.











Bardzo ładnie bylo. Niestety nie widać na zdjęciach imponującej sylwetki Etny, która tego dnia skryła się w chmurach.
Na koniec w miło wyglądającej restauracji zjedliśmy obiad. Szef obsługi poprosił o wspólne zdjęcie i ocenę na tripadvisorze :). Zasłużyli na wysoką.


Po tej krótkiej wycieczce wróciliśmy do naszego domu i zaczęliśmy przygotowywać się do jej opuszczenia. Jutro kończy się pierwszy tydzień naszych wakacji i ruszamy w nieznane tj. do Scopello na drugi koniec wyspy.

16 Lipca
Pożegnaliśmy się z przemiłym zarządcą naszej fantastycznej miejscówki i ruszyliśmy w drogę.


Ponieważ na miejsce mieliśmy dotrzeć dopiero koło 18 postanowiliśmy zahaczyć o belvedere Sycyli czyli miasteczko Ennę. Leży ono na wysokości prawie 1000 m n.p.m. dokładnie w środku wyspy, na szczycie wzgórza. Roztaczają się z niego przepiękne widoki. Niestety było pochmurno i nie dostrzegliśmy Etny, której sylwetka towarzyszyła nam nieprzerwanie przez ostatni tydzień.
Miasto składa się z dwóch części Enna Alta i Enna Monte. Ta pierwsza to stare miasto i tam się udaliśmy. Zaparkowaliśmy na jednej z głównych ulic i ruszyliśmy przed siebie. Okazało się, że powinniśmy byli w stronę dokładnie przeciwną :). Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Przypadkiem trafiliśmy do właśnie otwierającej się winiarni, przy kościele pod wezwaniem Św. Tomasz, przy fontannie, gdzie wypiliśmy przepyszną kawę i przekąsiliśmy najsmaczniejsze jakie jadłam arancini :). Państwo właściciele byłi ekstremalnie mili i policzyli nas jak za nic :)







Stamtąd ruszyliśmy już we właściwą stronę- ku widokom. Po drodze zwiedziliśmy zadziwiający kościół, mieszczący się na drugim piętrze budynku. Był poświęcony dwóm męczennicom: Agacie (a jakże) i Luci. klatkę schodową zdobiły dość makabryczne ich posągi. Każda trzymała tacę z tym co jej odebrano na torturach- Agata piersi a Lucia oczy.




Wreszcie dotarliśmy na placyk z fontanną i pięknymi widokami. Dalej do zamku poszli tylko Lenki a my wypiliśmy piwko i zjedliśmy pyszne lody.









Po zrobieniu zakupów w piekarni, która roztaczała smakowite zapachy ruszyliśmy w dalszą drogę przez interior, aż wreszcie naszym oczom ukazało się morze :)
Na spotkanie z zarządcą wynajętych przez nas apartamentów umówiliśmy się na parkingu za Castellamare del Golfo. Nie dość, że był tam food truck z kanapkami to jeszcze był przepiękny widok.






Kwadrans później dojechaliśmy do Scopello, gdzie tuż przy wejściu do rezerwatu Zingaro były nasze mieszkania. Zachody słońca wyglądały z naszego tarasu bardzo atrakcyjnie:








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz