sobota, 30 lipca 2016

Sycylijskie Wakacje cz.5 ostatnia

19 lipca
Dzień był leniwy. Plaża, taras, taras plaża. Dopiero na kolację ruszyliśmy do pobliskiego Castellamare del Golfo. To był fantastyczny pomysł. Miasteczko jest przeurocze a jedzenie było pycha :)












20 lipca
Dziś Michciu wpadł na wspaniały pomysł: wypożyczamy łódź motorową i popływamy sobie po zatoce. Pojechaliśmy więc na marinę do Castellammare del Golfo i rozpoczęliśmy poszukiwania odpowiedniej firmy. Udało się! Dzięki uprawnieniom sternika Michcia wypożyczyliśmy łódź, na której wygodnie popływać mogło nasze 10 sztuk.








Po intensywnym wysiku fizycznym, z radością wróciliśmy do domku na kolację :).

21 lipca
Dziś zaplanowaliśmy dłuższą wyprawę, bo aż do Agrigento. Antyku nam się zachciało. Ruszyliśmy po szybkim śniadaniu planując, że po drodze wypijemy kawkę.
Pierwszym przystankiem było Salinute- ogromny teren wykopalisk z nieźle zachowanymi świątyniami z VI w p.n.e.
Teren wykopalisk jest przeogromny, zwiedzenie ich na pieszo, w panującym skwarze, zajęłoby co najmniej cały dzień.  Na szczęście kursują tam "pociągi" meleksowe. Mimo to, spędziliśmy tam ponad 4 godziny. Było bardzo pięknie






Po ciężkiej pracy, jaką jest zwiedzanie, zgłodnieliśmy i daliśmy się przekonać spotkanemu przypadkowo autochtonowi, że dobre jedzonko jest nieopodal wykopalisk. Podjechaliśmy pod knajpkę i okazało się to dobrym wyborem. Jedzenie proste lecz pyszne.
Dalej w kierunku Agrigento mieliśmy odwiedzić tzw Schody Tureckie- wapienny klif schodzący jakby schodami do morza. Bardzo ładne lecz tłoczne miejsce, masa wylegujących się na schodach ludzi. Na szczęście wokół jest płycizna i ogromna plaża, spędziliśmy tam popołudnie. 








Podjęliśmy też tam decyzję o nie kontynuowaniu drogi do Agrigento, zostawiając je na następną wizytę na Sycylii. Do domu mieliśmy ponad  300 km, więc po kawce ruszyliśmy w stronę Scopello.
Jutro odpoczywamy nic nie robiąc:)

23 lipca
Dziś odkładana w ubiegłym tygodniu wizyta w katedrze w Monreale. Nie będę opisywała szczegółów, powiem tylko, że katedra przepiękna, warte obejrzenia krużganki, a i miasteczko też śliczne. Wrzucam garść zdjęć z tego zachwycającego miejsca














24 lipca
Nadszedł ten smutny dzień. Pożegnanie z Sycylią i niestety koniec urlopu. Łaki z Lenkimi wstali skoro świt, bo bardzo rano mieli samolot z Palermo. My i reszta wyprawy wylatujemy z Trapani wieczorem, więc na naszych barkach spoczywało zdanie apartamentów. Postanowiliśmy też wpaść na chwilę do Marsali i zobaczyć słynne saliny.
Sprawy formalne poszły jak z nut :).
Marsala zaskoczyła mnie bardzo. Wjazd do miasta prowadzi przez nisko zabudowane przedmieścia, w połączeniu z palącym słońcem na bezchmurnym niebie miałam wrażenie, że jesteśmy w Afryce północnej.Była niedziela, ulice wymarłe, wszystko pozamykane. Z wielkim trudem znaleźliśmy knajpkę, w której można było zjeść lunch. Nie wyglądała, ale jedzenie było smaczne a porcje mega obfite.





Spacer przez spieczone (37 stopni C) miasto nas wykończył, z przyjemnością udaliśmy się nad brzeg morza do salin. Bardzo ładne miejsce. Wszędzie bieliły się kupki soli, baseny o różnym stopniu odparowania mieniły się wszelkimi odcieniami błękitu, zieleni i … fioletu.  W oddali majaczyła góra z miasteczkiem Erice. Bardzo fotogeniczne.






Po szybkiej sesji ruszyliśmy zatankować i na lotnisko zwrócić auta i odprawić bagaże. Czas pożegnania z tą rozgrzaną słońcem, pełną aromatów i sympatycznych mieszkańców wyspą. Jeszcze tu wrócę.


Ryanair, jak zwykle punktualnie dostarczył nas do Modlina.
Tak dobiegły końca nasze niezwykle udane wakacje.












Brak komentarzy:

Prześlij komentarz