piątek, 27 czerwca 2014

z Ko Samui na Phuket

Pożegnaliśmy rajską, kokosową wyspę. Z żalem ale też podekscytowani tym co jeszcze czeka nas w kraju uśmiechu. Wsiedliśmy na prom do Don Sak. Przyznam, że przewoźnik Raja nas bardzo mile zaskoczył. Prom ruszył punktualnie co do minuty. Był lepszy niż poprzedni, bo nie dymił jak szalony oraz miał kabinę klimatyzowaną. Rozsiedliśmy się więc wygodnie i oddaliśmy lekturze.
Klimatyzowana kabina z TV
Kierowcy ciężarówek na całym świecie ozdabjają je rozmaicie. Obwieszają lampkami, proporczykami, napisami itp. Tu kolekcjonują pluszaki :) chętnie pokemony!
samotności mówimy NIE
Im bliżej było do stałego lądu, tym ciekawsze formacje skalne pojawiały się za oknami. Wyspy, wysepki i wysepunie…
blisko Don Sak
Po wyokrętowaniu ruszyliśmy drogą 44 w stronę Phang-nga. Droga bardzo dobra, dwupasmówka, całkiem przyzwoicie oznakowana i wiodąca przez niezwykle malowniczą okolicę. Generalnie prowincja Phang Nga jest górzysta a góry są jak z Avatara. Popodcinane w dziwny sposób piaskowcowe ostańce, porośnięte gęsto roślinnością. Zachwycające.



i tak sobie jechaliśmy jechaliśmy i jechaliśmy, kierowca potrzebował dopalacza. Na szczęście ten dodający skrzydeł jest wszędzie. Tym razem w szklanej butelce a la syropek i tak też dosłodzony

Dokulaliśmy się do celu! Phuket powitał nas korkami i niemiłosierną ilością motorowero-skuterów Piotruś G. nie przeżyłby tego!
Phuket
Nasz hotel znajduje się na końcu świata. Jest nieźle oznakowany, więc trafiliśmy bez problemu. Mamy apartament z widokiem na basen i morze. Ładnie tu. Co prawda, jak przyjechaliśmy to morza nie było, odpływ je zabrał daaleekoo ale koło 20 wróciło już na miejsce. Poszliśmy zwizytować bar. Zjedliśmy nieco (ja tradycyjnie testowałam pad thaja a Wojtek zielone curry). Mnie jedzenie nie powaliło. Koktaile zaś podali smaczniutkie.
gdzie jest morze?!

w barze

basenik

oczekując na potrawy

coctaile z palemką

Teraz udajemy się na zasłużony odpoczynek






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz