środa, 12 sierpnia 2015

Salt Lake City i słone jezioro

Poranek przywitał nas bezchmurnym niebem i ciepełkiem. Po ostatnim dniu w Yellowstone i Grand Teton była to bardzo miła odmiana. Wjechaliśmy do centrum Salt Lake City, nie było problemu z zaparkowaniem, do tego w weekend za darmo.
Miasto bardzo ładne, zadbane klomby, czyste. Tylko absolutnie wymarłe…

Po chwili do nas dotarło: JEST NIEDZIELA. Oni tu mają pozamykane sklepy. Ludzi sporo tylko koło świątyń. Wszyscy ubrani odświętnie, panowie w białych koszulach z krawatami, panie w letnich sukienkach ze skromnie pozasłanianymi kolanami i ramionami. Dzieci tak jak rodzice. Wyróżnialiśmy się z naszych krótkich spodenkach i bluzkach na ramiączkach.
Zajrzeliśmy w okolice ich głównej świątyni. Jest ona otoczona ogromnej urody rozległym ogrodem z fontannami i morzem kwiecia. Budynek administracyjny powala ogromem (niezła plebania).
Całe centrum jest wybudowane z rozmachem i niestety w kiczowatym stylu. Cała historia Josepha Smitha jest przedstawiona nieco infantylnie, ale ja się nie znam, może tak trzeba…

Nie zabawiliśmy tam zbyt długo, bo chciało nam się kawy. Nie wyobrażacie sobie, jaką radość może wywołać otwarty Starbucks!
Po kawce zakupy spożywcze (znaleźliśmy jedne delikatesy) i pojechaliśmy zobaczyć Wielkie Słone Jezioro. Jest wielkie, jest słone i nieco nierzeczywiste.

po godzinnym spacerze zapakowaliśmy się w bryki i ruszyliśmy do Moab na spotkanie z Łakami.
Droga była długa i kręta. Jak zwykle malownicza. Im bliżej Moab tym więcej czerwonych skał. Przed samym wjazdem do miasta powalające widoki.
Pod naszym apartamentem czekali Łaki. Powitanie było entuzjastyczne! Zainstalowaliśmy się w naszych pokojach i zaczęliśmy wielkie gotowanie. Tym razem zamieszkaliśmy w tzw. Condo. Mieliśmy do dyspozycji parterowy szeregowiec z trzema sypialniami, dwoma łazienkami i gigantycznym livingiem z kuchnią i jadalnią. Na tyłach był maleńki ogródek z tarasem, miejscem do grillowania i jacuzzi :)
bardzo komfortowe (nasza najlepsza miejscówka na tym wyjeździe).
Do późnych godzin wieczornych biesiadowaliśmy przy stole. Rano czekał na nas Canyonlands NP.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz