piątek, 20 lipca 2012

17 Miles Road I Monterey-dzień dwudziesty pierwszy i dwudziesty drugi, niedziela i poniedziałek

Droga nad ocean przebiegła dość sprawnie, wpadliśmy do Gilroy na mały shopping, zjedliśmy tam obiad w typowej  amerykańskiej restauracji Black Bear i wczesnym popołudniem zameldowaliśmy się w motelu Travelodge. Przyjemny i czysty z widokiem na Pacyfik. Część towarzystwa poszła na spacer popatrzeć na fale a my z Kicią ucięliśmy sobie popołudniową drzemeczkę. Sąsiedztwo oceanu spowodowało znaczne obniżenie temperatury i po wygrzaniu się na pustyniach wyciągnęliśmy z walizek polary z windstoperem. W tych okolicach latem jest ok 18-22 stopnie celsjusza. Szału więc nie ma! Prawie jak na Bałtykiem.
Monterey, to urocze nadmorskie miasteczko, które było kiedyś królestwem połowów i przetwarzania sardynek. Niestety sardynki w pewnym momencie zniknęły i przemysł sardynkowy upadł. W zabudowaniach portowych oraz magazynowo-produkcyjnych zagnieździły się liczne sklepiki i restauracje. Zjedliśmy tam pyszne owoce morza, słynną nowoangielską zupę z z ryb i małży chowder-PYCHA.







W Monterey znajduje się największe w USA akwarium z ogromną liczbą morskich zwierząt. Odwiedziliśmy je. Najfajniejszy był dział koników morskich (moim zdaniem). Prześliczne i zadziwiające zwierzątka.



Pojechaliśmy też przepiękną, widokową drogą 17 Miles Road. To było prawdziwe pożegnanie z Oceanem...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz