Dziś rano dopakowaliśmy ostatnie rzeczy i ruszyliśmy do San Francisco. Po drodze zwizytowaliśmy zarówno siedzibę Apple'a, jak i Google. Zrobiliśmy kilka fotek, pokręciliśmy się po okolicy i pojechaliśmy dalej.
Ponieważ zdecydowaliśmy, że na lotnisku chcemy być między 15.00 a 15.30 mieliśmy na pożegnanie z miastem niewiele czasu. My z Kicią umówiliśmy się z Arkiem na kawkę, Ula postanowiła odwiedzić upragnionego G-Stara, Łaki pognali na plażę koło Golden Gate a Lidzia z rodziną zajrzeli do China Town.
Na lotnisko dotarliśmy planowo, auta oddaliśmy bez problemów. Jedynie Sebastian wypełnił wniosek do ubezpieczalni o wymianę szyby, bo kamień spod naszego koła zrobił im w przedniej szybie pajączka. Mieliśmy na szczęście tzw autocasco bez udziału własnego, więc jedyną niedogodnością było wypełnienie zgłoszenia.
Następnie zaczęło się ważenie bagaży, przenoszenie rzeczy pomiędzy walizkami (moja była najcięższa i lornetkę oraz kilka drobiazgów przerzuciłam do Madzi).
Odprawa poszła bardzo sprawnie a samolot wystartował o czasie. Był nowszy od tego, którym lecieliśmy przed trzema tygodniami a obsługa przemiła. Dotarliśmy do Paryża nawet nieco przed czasem. Tam ostatnie zakupy i niemiłosiernie dłużące się oczekiwanie na samolot do Wawy.
Dotarliśmy około 21, bagaże odebraliśmy sprawnie i ruszyliśmy do domu. Niestety Polska powitała nas zimnem i rzęsistym deszczem.
Łaki postanowili nie nocować tylko od razu jechać do Milicza. Niestety akumulator w ich bordowej strzale się rozładował, więc podłączony został do naszego czołgu. Po kilku próbach załapał i pojechali. Dobrze, że Waldi miał kable.
Na tym wyprawa zakończyła się
PODSUMOWANIE:
23 dni
przejechaliśmy ponad 4400 mil
odwiedziliśmy 9 parków narodowych oraz 2 Navajo monuments
zobaczyliśmy Pacyfik, trzy rodzaje pustyni, tysiące rodzajów skał, wulkan, jaskinię hazardu, skansen, dwie ogromne tamy, dziewicze lasy i masę innych rzeczy
przywieźliśmy tysiące zdjęć i tyle samo wrażeń.... oraz zakupy, objedliśmy się hamburgerów i jajek w rozmaitej postaci, wypiliśmy dziesiątki litrów wody, spotkaliśmy stada miłych ludzi...
Mogę tak wymieniać dłuuuugo
konkluzja jest jedna:
SHREK! JA CHCĘ JESZCZE RAZ!!!!
Relacje z naszych wypraw wakacyjnych, pisane ku pamięci naszej i uczestników a także, mam nadzieję, przydatne innym, którzy chcą nasze trasy powielić. Parki Narodowe Kalifornii AD 2008, Zachodnie stany USA AD 2012, Szkocja i Nowy Jork AD 2013, Tajlandia AD 2014, Chicago- Las Vegas-Kalifornia-Yellowstone-Moab- Wielki Kanion AD 2015 Rzym i Sycylia AD 2016, Singapur, Malezja Tajlandia AD 2017, Dubai AD 2017, USA AD 2018.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz