poniedziałek, 2 lipca 2012

Najodludniejsza Droga Ameryki czyli US 50, Nevada- dzień szósty, sobota


Dziś jedziemy najodludniejszą drogą Ameryki czyli US Road 50. Zaczyna się nie tak odludnie. Sporo aut w obu kierunkach. Zjechalismy na dwie godzinki do Virginia City, które jest  jednym z najlepiej zachowanych i najbardziej malowniczych ghost towns  w USA.


 Było miastem górniczym podczas eksploatacji złóż srebra (Nevada jest zwana Silver State, Kalifornia Golden State).  Mieliśmy mase szczęścia, bo trafiliśmy na doroczne święto- ostatni weekend  przed 4 lipca. Na Maine Street stały dziesiątki zabytkowych samochodów, wszędzie  pełno ludzi ubranych jak na początku 20 wieku.




Dymiące grille, zimne napoje i masa sklepów z tzw badziewiem. Kupiliśmy kapelusze, zjadłam śniadanko za 5,5$ wypiliśmy kawkę i poszwendaliśmy się po mieście.

Po opuszczeniu Virginia City pognaliśmy dalej 50tką, zbierając specjalne pieczątki na mapie, dokumentujące naszą podróż. Mamy nadzieję uzyskać certyfikat „we survive Road 50” J



Odludna to ona jest, widoki piękne, niezmierzone przestrzenie porośnięte z rzadka trawą, bylicą i gdzieniegdzie jałowcami. Suche i niegościnne równiny, fioletowawe i łyse góry. I tak 6 godzin. Minęliśmy tylko trzy miasteczka, w pierwszym Falon zatankowaliśmy, w drugim zjedliśmy obiad (Austin) , w trzecim podstemplowaliśmy tylko mapę (Eureka) i dotarliśmy na nocleg do czwartego (Ely). Po drodze było kilka sesji zdjęciowych pustki, samochodów minęliśmy już bardzo mało. W pewnym momencie wyprzedziła nas szybko jadąca toyota. Kilka mil dalej stała na  poboczy w towarzystwie radiowozu. Nie wiem skąd oni się biorą. Po horyzont tylko sucha trawa i krzaczki, żadnej wsi domku, NICZEGO i nagle ktoś przekracza prędkość a szeryf już jest na sygnale! Teleportery mają czy co?
Po zakwaterowaniu postanowiliśmy wyjechać za miasto pooglądać niebo, prawie nie ma tu light polutions. Kicia znalazł fajne wzgórze z droga gruntowa i placykiem do zawracania. Pojechaliśmy wiec we czwórkę: ja Kicia Ula i Sebastian. Było niesamowicie, obserwacje niemożliwe z powodu bardzo jasnego księżyca. Świecił tak mocno, że u stóp kładły się nam długie cienie, krzaki i skały wyglądały złowieszczo, na domiar złego Sebastian znalazł cała masę łusek z różnej broni. My z Ulą wpadłyśmy w panikę i zażądałyśmy natychmiastowego powrotu, ku sprzeciwowi Kici. Uległ jednak naszej presji i wróciliśmy cało i zdrowo do motelu.

1 komentarz:

  1. Kicia wie, że łuski to jest to co tygrysy lubią najbardziej :-)

    OdpowiedzUsuń